każdy podziwia ten stwór
zaczyna rankiem
razem z rosą
trawa swe igiełki wystawia do nieba
słońce o poranku
szuka towarzysza do kawy
właśnie mnie dopadło
to szczęście
w promieniach
zielono przed nami
listki młode machają skrzydłami
a obok siedzi
towarzysz mego życia
czasem niepewność
przynosząc pod okno
w swym spojrzeniu
ciągnie za rękaw
woła w przestrzeń zapomnienia
zielone płomienie mieni
cisza i wytchnienie
przypływa i odpływa
dni spokojne czynem
w tę otchłań znikasz
niczym tajemniczy
ktoś
zielone wszystko drzewa krzewy trawa i mech
chowa swe piękno
w zielonym kolorze
płomienie zieleni